Jeżeli we mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poprosicie, o
cokolwiek chcecie, a to wam się spełni - mówi Jezus. Nieprawdopodobną
wydaje się ta obietnica. Cokolwiek? Tak dosłownie „cokolwiek”? Czyli
wszystko? Tyle próśb zostaje niewysłuchanych i niespełnionych oczekiwań.
Zauważ jednak, że Jezus stawia warunek: Jeżeli we mnie trwać będziecie. A
nie jest to łatwe do spełnienia. Bo „trwać w Jezusie”, to być jak
gałązka wyrastająca z pnia krzewu. Już samo jej istnienie zależy od
wszczepienia w życiodajny pień. Człowiek nie jest gałązką. Chce być
niezależny w istnieniu i działaniu. Chce wiele osiągnąć - ale sam i
samemu sobie to zawdzięczać. Tymczasem, powiada Jezus, jesteś jak
gałązka. Możesz sięgnąć po wszystko, ale najpierw wszystko musisz złożyć
w moje ręce. Perspektywa wspaniała, ale tak trudno oddać wszystko,
nawet by wszystko zyskać.
Dlaczego tak trudno? Jeden z powodów wskazuje apostoł Jan: Dzieci -
pisze - nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą. Ta zachęta
wyrasta z obserwacji naszego świata, gdzie tak łatwo o słowne
deklaracje, a trudniej o prawdę wypowiadaną czynem, postawą, życiem,
całym sobą. Taka prawda kosztuje sporo wysiłku.
A prawdzie tej na imię miłość. Owszem, o miłości można bez końca.
Zauważ, że najczęściej i najłatwiej mówić (pisać, robić filmy) o
miłości-uczuciu, o miłości, która chciałaby mieć i cieszyć się
posiadaniem kogoś. Nie taką jednak miłość Apostoł nazywa „czynem i
prawdą”. Powiada: abyśmy wierzyli w imię Jezusa... i miłowali się
wzajemnie tak, jak nam nakazał. Wiemy, co Jezus nakazał: „Przykazanie
nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was
umiłowałem” (J 13,34). A umiłował nas, dając wszystko - dając całego
siebie, aż do szaleństwa krzyża. Wszystko za wszystko. Jeśli z miłości
ku Bogu i ludziom dasz wszystko, jeśli przez ofiarną miłość staniesz się
jedno z Jezusem - jak gałązka z krzewem, wtedy o cokolwiek prosić
będziesz Boga, spełni się. Na tym właśnie polega tajemnica potężnej siły
wstawiennictwa świętych.
Abyśmy wierzyli... i miłowali się wzajemnie - miłość wyrasta z wiary.
Albo inaczej: jeśli miłość porównać do gałązki rodzącej owoce, to wiarę
należy porównać do krzewu, do pnia, z którego wyrasta. Czyżby zatem nie
mogło być miłości bez wiary? Istotnie, najgłębsza, najprawdziwsza miłość
zawsze wyrasta z wiary. Tylko człowiek, który widzi i więcej, i dalej
niż ziemskie kalkulacje widzieć pozwalają, zdolny jest dać wszystko. I
wszystko zyskać. Powiem więcej: im pełniejsza wiara, im bardziej
poszerza spojrzenie człowieka, im bardziej rozgrzewa jego duchowe
wnętrze - tym bardziej owocuje miłością. Wiara sięga Boga, a miłość każe
iść dalej. Dalej niż Bóg? Tak, bo Bóg stał się człowiekiem.